- Część wprowadzająca definicyjno-wyjaśniająca czym jest zjawisko prowincji:
- Lublin miasto tradycyjnie określane jako prowincjonalne.
- określenie czegoś jako prowincjonalne zazwyczaj odbierane jest jako coś gorszego
- ale tak nie musi być - można być dumnym z prowincji - w przypadku Lublina bez wątpienia przyczyniłą się do tego twórczość Jóżefa Czechowicza.
- opisywanie kolejnych pozycji literackich z zakresu „prowincji” z częścią cytatów odpowiadających zagadnieniu:
Józef Czechowicz - Prowincja noc
Utwór, a właściwie cykl utworów Prowincja noc pochodzi z tomu Józefa Czechowicza pt. Dzień jak co dzień, wydanego w 1930 roku. Cykl wyróżnia się ze względu na zupełnie nowy sposób opisania rzeczywistości prowincjonalnej. Zamiast hałaśliwej i zatłoczonej przestrzeni odnajdujemy w tym obrazie spokój, ciszę, nawet senność i łagodność.
Józef Czechowicz Dzień jak co dzień. Prowincja noc
na wieży furgotał blaszany kogucik
na drugiej zegar nucił
mur fal i chmur popękał
w złote okienka
gwiazdy lampy
lublin nad łąką przysiadł
sam był
i cisza
dokoła
pagórów koła
dymiąca czarnoziemu połać
mgły nad sadami czarnemi
znad łąki mgły
zamknęły się oczy ziemi
powiekami z mgły
noc to koło
w ciszy niebieskiej wełnie
wilno kościelne
śpi białe jak gołąb
nad zaułkiem arkada
dom domowi dłoń tak uścisnął
i zastygł z nagła
jest i latarnia blada
nad chodnikiem drewnianym nisko
i ogród na wietrze zagrał
wilia się łuszczy
pluszcze o brzeg
litwa ziemia puszczy
jak dobrze
w ciemności przegonny powiew
na dachach strzelistych jak pacierz
noc czarną jamą
niewidzialni trzepocą orłowie
zamość zamość
rynek to staw kamienny
z ratusza przystanią
kolumn kroki senne
dalekie rano
w ciemności ukosy kortyn
blanki szkarpy
bramy
czarnym się fortem
zamość w ziemię wszarpał
amen
15 stycznia 1929 roku w liście do Wacława Gralewskiego, wysłanym z Warszawy, Czechowicz umieszcza wiersz zatytułowany Prowincja noc
Mimo lat, które minęły od chwili powstania wiersza, wciąż bez trudu rozpoznajemy w tym opisie Lublin. Poecie udało się uchwycić najbardziej charakterystyczne i niezmienne jego cechy. Tak więc mamy w wierszu wzgórza, łąki, mgły, ale też Wieżę Trynitarską z kogutkiem i Bramę Krakowską. Utwór ten przeniósł obraz przedwojennego miasta do wieczności. Ta poetycka panorama stała się jedną z jego ikon. Czytając ten wiersz, my, lublinianie, czujemy szybsze bicie serca – tak, tak. To nasze ukochane miasto. Trudno oprzeć się pokusie nazwania tego utworu wierszem miłosnym – jest w nim nawet jakiś ukryty erotyzm.
Nie ma żadnej wątpliwości, że miejscem, z którego patrzy Czechowicz na Lublin i z którym organicznie związany jest ten wiersz, jest Żmigród. Żmigród z przepływającą tędy Bystrzycą, z podmokłymi łąkami i piękną panoramą Lublina, widzianą właśnie z tej strony jest w jakimś sensie kwintesencją charakteru miasta. Miasto, na które patrzymy z tej strony, sprawia wrażenie jakby wyjęte zostało z bajki, którą zaczyna opowiadać Szeherezada.
Pod koniec roku 1929 w gazecie „Głos Prawdy” [nr 305], w jej niedzielnym wydaniu, w specjalnie wyodrębnionym dziale kulturalnym „Głos Prawdy Literackiej” redagowanym przez Juliusza Kaden-Bandrowskiego, ukazały się trzy wiersze Czechowicza przedstawiające trzy miasta: Lublin, Wilno, Zamość. Tworzyły one cykl nazwany przez poetę Prowincja w nocy. Były to: Prowincja w nocy. Lublin, Prowincja w nocy. Wilno, Prowincja w nocy. Zamość.
Ze wspomnień Czesława Miłosza możemy wnioskować, że czytając ten właśnie numer „Głosu Prawdy” po raz pierwszy zetknął się z poezją Józefa Czechowicza. Dopiero po tej publikacji cykl Prowincja w nocy ukazał się w styczniu 1930 roku w tomie dzień jak co dzień jako prowincja noc. Następny wiersz z tego cyklu ukazał się w roku 1930 w „Ziemi Lubelskiej” [nr 283] i dotyczył Puław.
W cyklu utworów zatytułowanych prowincja noc Czechowicz opisał prowincję w zupełnie nowy sposób. Poetyka wierszy z tego cyklu stanowi estetyczne przeciwieństwo do poetyki awangardowej, do urbanistycznych wizji futurystów w których pojawiają się tak przez nich ulubione automobile i aeroplany, telegrafy, śruby, kominy, miejskie tłumy, robotnicy, maszyny itp. Obraz miasta, jaki prezentuje Czechowicz w cyklu wierszy prowincja noc jest tym bardziej zaskakujący, że autor był przecież poetą awangardowym. Potwierdzeniem tego był jego pierwszy tom Kamień (1927), chociaż zamieszczony w nim wiersz Na wsi stanowi zapowiedź czegoś nowego w poezji Czechowicza. Tak więc zamiast „fabryk”, „tłumu pędów”, „ekspresowych jazd” w jego wierszach z cyklu prowincja noc dominuje spokój, senność i łagodność. Pokazuje to, że Czechowicz szybko zrozumiał, że metoda polegająca na wpisywaniu efektów cywilizacyjnych w obraz polskiej prowincji nie ma najmniejszego sensu, bo rozmija się z jej charakterem.
Andrzej Tyszczyk (Czechowicz i miasto, Czechowicz. W poszukiwaniu ukrytego miasta, t. 3, Mapa miejsc - teksty, „Scriptores", nr 32, 2008 ) napisał:
stała się też wtedy niepowtarzalny sposób portretowania miast, ze stałymi motywami, jak pejzaż nocny z księżycem, dojmująca cisza, ogarniająca przestrzeń miejską natura, nieobecność ludzi, stonowane napięcia emocjonalne, utrzymana w tonacji srebrno niebieskiej kolorystyka.
Za: Tomasz Pietrasiewicz. Teatr NN 1929 rok w Lublinie. Kalendarium Józef Czechowicz
4.
kamienie kamienice
ściany ciemne pochyłe
księżyc po stromym dachu toczy się jest nisko
zaczekaj zaczekajmy chwilę
jak perła
upadnie w rynku lubelskiego miskę
miska zabrzęknie
w płowej nocy
po kątach nisz głębokich
po bram futrynach i okien
załamany
bez mocy
cień fijołkowy uklęknie
gwiazdy żółte które lipcowy żar ściął
lecą kurzawą lecą
firmament w złote smugi marszczą
za trybunałem
na ślepych szybach świecą
cichym wystrzałem
noc letnia czeka cierpliwie
czy księżyc spłynie zabrzęknie
czy zejdzie ulicą grodzką w dół
on się srebrliwie rozpływa
w rosie przedświtu w aromacie ziół
jest pięknie
Józef Czechowicz (1903-1939) był poetą, twórcą własnej odmiany programu poetyckiego Awangardy, redaktorem pism literackich, dziecięcych i nauczycielem. Założył grupę poetycką „Reflektor”, działającą Lublinie w latach 1923-1925, charakteryzującą się swobodnym programem, opartym na idei spontanicznej kreacji nowych symboli, swoistego poetyckiego „carpe diem” z całą jego barwnością i dynamiką. W poezji grupy dostrzec można również wpływ poetyki Awangardy Krakowskiej.
Czechowicz tworzył lirykę nastrojową, oniryczną i wizyjno-historyczną, stosował, podobnie jak Miron Białoszewski, fonostylistykę, lubił asyndeton. Chętnie sięgał do obrazów i motywów mitologicznych, baśni i magii ("Hildur, Baldur i Czas"). Doświadczenia i wspomnienia ze swego dzieciństwa ujmował w utwory o charakterze sielankowym, tworząc poetycką Arkadię. Rytmika wielu utworów była pokrewna pieśni ludowej, którą dobrze znał m.in. dzięki wyjazdom do rodziny żyjącej na wsi. W ostatnich swych utworach stał się wyrazicielem katastrofizmu, wyrażając w nich przeczucie rysującej się na horyzoncie tragedii, niepewność i niepokój. Współredagował ukazujące się w Lublinie pisma awangardy literackiej m.in. Reflektor. W tym czasopiśmie miał miejsce jego debiut literacki: Opowieść o papierowej koronie.
Rdzeniem dorobku Józefa Czechowicza jest liryka zawarta w kolejnych zbiorach wierszy: Kamień (1927), dzień jak co dzień (1930), ballada z tamtej strony (1932), Stare kamienie (wraz z F. Arnsztajnową, 1934), w błyskawicy (1934), nic więcej (1936), nuta człowiecza (1939). Powracający w liryce Autora motyw wyobcowania bohatera-artysty doczekał się rozwinięcia również w poetyckich jednoaktówkach i słuchowiskach radiowych.
Przedwcześnie zmarły Czechowicz pozostawił po sobie również wiele artykułów, recenzji oraz innych wypowiedzi na temat poezji. Pisał opowiadania oraz łączące fantastykę z epizodami autobiograficznymi, wykreowane samodzielnie jako odrębny gatunek literacki, "skróty powieści" (Lebela, Sektanci albo „Matka”, Wagon nr 16773). Przez wiele lat Czechowicz pracował nad niezachowaną powieścią Berło, zwaną przez niego „klechdą domową”. Składały się nań, jak pozwala ustalić korespondencja Poety, trzy części: I: 1863: Droga zwyciężonych; II: 1926: Połów ognia, III: ok. 1950: Zagłada cesarzy oraz prolog - zaduszki i epilog - wizja.
Poezja Józefa Czechowicza bazuje na dwóch opozycyjnych, lecz zintegrowanych w ramach całości jego twórczości, nurtach: sielankowo-arkadyjskim i katastroficznym. W pierwszym z nich widać silny, a jednocześnie dyskretny, liryzm oraz nastrojowe transpozycje pejzażu wiejskiego i małomiasteczkowego, znanego doskonale autorowi z jego rodzinnych stron. (wiersze z tomu Stare kamienie, cykl prowincja noc w ramach zbioru w błyskawicy), podobny ton mają wiersze poświęcone matce. Korzystał z dorobku twórców ludowych w ujęciu antropologicznym i psychologicznym, recypując i transformując elementy mitu, baśni i magiczności z jej wiarą w sprawczość słowa (zaklęcia i inne formuły magiczne stające się formą wyrazu katastrofizmu poezji Czechowicza). Ponadto czerpanie z pieśni ludowej, złączonej z inspiracjami symbolistycznymi, zaowocowało wyrafinowaną muzycznością jego poezji, posługującej się bogatym rejestrem środków instrumentacji dźwiękowej (dysonanse, aluzje brzmieniowe, asyndeton).
Nurt katastroficzny opiera się natomiast na stałym, rzec można obsesyjnym, oczarowaniu śmiercią (misterium fascinosum - misterium tremendum, deifikacja i mit śmierci), tak jak w balladzie z tamtej strony, samobójstwie, Śmierci (Za ścianą płaczą dzieci…). Poza umieraniem, Czechowicz wyraża w swym katastrofizmie wspomnienia traumy wojennej oraz stały, rezydualny niepokój egzystencjalny, przechodzący w lęk. Pamięć oraz dynamika aktualnych doświadczeń i wydarzeń łączą się w literackiej wizji katastrofy świata (żal ze zbioru nuta człowiecza).
Przyznawał się do postawy romantycznej, zwłaszcza wizyjności i kreacyjności (Słowacki), stąd stawał w obronie symbolu - narzędzia poetyckiej aluzyjności i wieloznaczności. Czerpał z dorobku Tadeusza Micińskiego, Stanisława Wyspiańskiego, Błoka i symbolistów francuskich.
Za: dr Rafał Marek Józef Czechowicz – biografia, wiersze, twórczość, poezja.org
Miron Białoszewski
- prowincjonalna Warszawa
Marta Zielińska w swojej książce Warszawa – dziwne miasto (1995) zauważyła, niezwykle trafnie zresztą, że trudno wyobrazić sobie twórczość Mirona Białoszewskiego bez Warszawy. Faktycznie, ten jeden z najbardziej znanych polskich pisarzy drugiej połowy XX wieku, współtwórca amatorskiego, eksperymentalnego teatru, poeta i prozaik, nie byłby sobą bez rodzinnej stolicy, powiedzmy jednak więcej – nie byłby sobą bez miasta, tematu najczęściej powracającego w jego twórczości.
Autor Pamiętnika z powstania warszawskiego całe życie spędził w Warszawie. Tu się urodził, mieszkał. Tu przeżył ciężkie lata okupacji i dni powstania warszawskiego. Widział tę sprzed wojny, jak się rozwijała, rozbudowywała i jak została zniszczona. I tę powojenną też obserwował. Z zacięciem reportera zauważał każdy szczegół zmieniającego się miasta. Nigdy nie krył swego przywiązania do „miasta, do hałasu i tłoku”.
I chyba właśnie stąd bierze się u Białoszewskiego niezwykła trafność w wyrażaniu życia zurbanizowanego. Szczególnie że zdaje się swe natchnienie czerpać
wcale nie spod rozłożystej lipy czy sielskich pól, ale wprost z codzienności miejskiej ulicy, domu, placu. Dodać trzeba: jak najbardziej konkretnej ulicy czy placu, bo wszystkie toponimy zawarte w jego utworach odsyłają nas do realnej przestrzeni. Warto zauważyć, że Miron szukał inspiracji nie tylko w Warszawie, ale i niewielkich miasteczkach położonych niedaleko stolicy (m.in. Kobyłka, Wołomin, Otwock, Mińsk Mazowiecki, Garwolin itp.), a także w południowo-wschodnim regionie Polski – na Rzeszowszczyźnie (Binarowa, Biecz, Krosno, Dukla itp.), nie wspominając już o zagranicznych metropoliach.
„Rysowałem plan miasta wymyślonego” – napisał Białoszewski, wspominając swe dzieciństwo w prozie Rozkurz, opublikowanej w 1980 roku. Plan lub mapa jako schematyczne, wizualne przedstawienie miasta zawsze stanowiły formę przejęcia kontroli nad przestrzenią, którą opisywały.
W przypadku Warszawy Białoszewski zwraca uwagę na pomijane zazwyczaj rejony stolicy; mało atrakcyjne, nieoficjalne, spychane na margines.
Natomiast centralne, główne, „oficjalne” przestrzenie nie tyle pomija, co ujmuje w zupełnie nowej, decentralizującej optyce.
Dosyć ciekawie na tym tle sytuuje się obecność, czy raczej przeważająca nieobecność, budowli – symbolu Warszawy: Pałacu Kultury i Nauki. Ogółem PKiN
występuje w niej jedynie sześć razy, w tym trzy – mimochodem (Zielińska 1995: 21–22). W poezji Pałac pojawia się tylko raz, w wierszu z tomiku Było i było:
Się narzekało: soc.
A to zatkał sam los
strat – ? – nie. Pałac?
o ho-ho-ho […]
To pominięcie niemałego przecież i usytuowanego w samym centrum stolicy budynku na pewno nie wynika z przypadku. Dodajmy, że poeta mieszkał w pobliżu PKiN-u (zaraz po wojnie ul. Poznańska, potem plac Dąbrowskiego) i zapewne mijał go wielokrotnie w ciągu dnia bądź podczas nocnych spacerów. Zresztą sylwetki olbrzymiego gmachu nie sposób nie zauważyć. Pałac – przez propagandę określany „darem narodu radzieckiego dla ludu polskiego” – okazuje się jednak sztucznie przeszczepionym na warszawski grunt implantem. Nie wkomponowuje się harmonijnie w pejzaż stolicy, wydaje się „zatkany”, a więc wepchnięty siłą. Jednak na odpowiedzialnego za estetyczne „straty” („soc.” bądź „los” połączone rymem) poeta jednoznacznie nie wskazuje.
Wraz ze stosowaniem skrótów, utworzonych nawet jako neologizmy, Białoszewski wprowadza inny jeszcze zabieg: czerpie bezpośrednio z leksyki i składni mowy potocznej. Przy tym nie rezygnuje z lingwistycznych zabaw utartymi związkami frazeologicznymi. Gra wieloznacznością wyrazów. Czasem w utwory,
stanowiące formę pośrednią między poezją a prozą (dziennikiem), wplata dialogi, w których partnerami są dla niego realnie istniejący znajomi czy ojciec. Cytuje
również zasłyszane gdzieś wypowiedzi przypadkowych przechodniów, prośby żebrzących, porady wezwanego hydraulika… Może właśnie udzielając głosu samej
Warszawie, zapisując język jej mieszkańców, przybliża się do ukrytego za fasadami domów prawdziwego życia stolicy? Może dzięki temu tomik Było i było staje się w równej mierze dziennikiem poety, co samej stolicy?
Obok „zabytków” budownictwa socrealistycznego, poszerzonej Marszałkowskiej, zewnętrznego wyglądu stolicy, uwagę poety przyciąga zwyczajne, codzienne życie mieszkańca miasta. A tematem poetyckim może zostać niemal wszystko: zapchana ubikacja (Opowieść Lu. He.), nieszczelne okno czy kaloryfer (od okna? kaloryfera? … no znów!), „zaognione” stosunki z sąsiadami, fakt uregulowania należnych lokatorskich płatności (Żywioł światła zapłacony), przejażdżka autobusem (11 kwietnia) czy tramwajem.
Zainteresowanie teraźniejszością nie oznacza pędu za nowoczesnością. Uwagę poety przyciągają małe miejscowości, zapomniane przez oficjalną kulturę i na pierwszy rzut oka zupełnie „niemiejskie”. Utrwalony na poetyckim gobelinie Biecz wydaje się bliższy średniowieczu niż współczesności. Średniowieczny w idei okazuje się też układ urbanistyczny Nowego Jorku mimo wszechobecnych drapaczy chmur. Miasteczka podwarszawskie z kolei noszą na sobie znamię prowincjonalności. Nawet sama stolica nie prezentuje wielkomiejskiego oblicza. Wybór Białoszewskiego padał bowiem zawsze na przestrzenie jemu samemu bliskie, miejsca, które znał i doskonale rozumiał. Może właśnie dlatego portrety miast Białoszewskiego wydają się tak przekonujące i pełne życia?
Żeby uchwycić fenomen miasta, nie wystarczy opis ulic i budynków. Trzeba w opisie zawrzeć to, co od zarania cywilizacji stanowi o ludzkiej kulturze i ludzkim
życiu. Białoszewskiemu się to udało. W miejskiej codzienności ujrzał godne uwiecznienia rytuały. Wsłuchał się w głos miasta i pozwolił mu przemówić. Stąd w jego utworach spotykają się metaforyczne obrazy obok kalekich form języka ulicy, odniesienia kulturowe z tym, co przynosi zwyczajny miejski dzień. A wszystko w myśl wypowiedzianej w Rozkurzu prawdy: „Nie wymagać od języka braku sprzeczności. One też należą do życia”
Za: Anna Śliwa Zobaczyć miasto – usłyszeć miasto. Przestrzeń miejska w twórczości Mirona Białoszewskiego
Józef Łobodowski - tetralogia lubelska - „Dzieje Józefa Zakrzewskiego”
Józef Łobodowski obok Józefa Czechowicza twórca awangardy lubelskiej. Wiódł barwne życie buntownika i słynął z licznych awantur oraz ostrych wypowiedzi. Wybitny poeta, prozaik, publicysta i tłumacz. W swojej twórczości podejmował wątki Lublina i Lubelszczyzny. Niezrównany piewca Ukrainy, oddany sprawie polsko-ukraińskiej. Z tych fascynacji Wschodem przyległo do niego żartobliwie przezwisko „ataman Łobodi”.
Wydał 19 tomików wierszy i 7 tomów prozy. Tłumacz poezji hiszpańskiej, ukraińskiej, białoruskiej i rosyjskiej, a także kontrowersyjny i namiętny publicysta. Jako młody człowiek miał skłonności do poglądów komunistycznych, ale z biegiem lat stał się żarliwym antykomunistą. W młodości przewodził poetom awangardowym, zdobywając prestiżową Nagrodę Młodego Pisarza Polskiej Akademii Literatury.
Jeden z jego tomów wierszy został zatrzymany przez cenzurę, a on sam został wydalony z uniwersytetu (za szerzenie ideologii komunistycznej, obrazę uczuć religijnych, bluźnierstwo, podburzanie do nieposłuszeństwa, szerzenie nienawiści klasowej) w 1931 roku. Walczył w II wojnie światowej, po jej zakończeniu nie wrócił już do Polski, osiedlając się w Madrycie, gdzie współpracował z Radiem Nacional de España. Łobodowski był zapalonym zwolennikiem dialogu polsko-ukraińskiego.
„Dzieje Józefa Zakrzewskiego” : “Czerwona wiosna”, “Terminatorzy rewolucji”, “Nożyce Dalili” oraz “Rzeka graniczna”
Na przełomie lat 60-tych i 70-tych ukazała się w Londynie jego tetralogia powieściowa (czteroksiąg): „Czerwona wiosna”, „Terminatorzy rewolucji”, „Nożyce Dalili” i „Rzeka Graniczna”.
Dwa pierwsze tomy są panoramą życia politycznego, ideowego, towarzyskiego przedwojennego (1932 rok) Lublina. Główny bohater, młody komunista i redaktor pisma „Nowa Trybuna” Józef Zakrzewski, w dużym stopniu (choć zapewne nie w pełni) będący porte parole samego autora powieści, prowadzi intensywną działalność polityczną, redakcyjną i romansową. Stąd do pewnego stopnia autobiograficzny charakter tetralogii.
Łobodowski ukazał przede wszystkim działalność i atmosferę panującą w środowiskach komunistycznych (co stanowi dominantę powieści), ale sportretował także kręgi endeckie, klerykalne, różne odłamy środowisk żydowskich, od komunistów po żydowską burżuazję, środowisko policji politycznej zwalczającej działalność komunistyczną.
Silnie obecne w powieści są wątki miłosne, erotyczne, obyczajowe, związane głównie z postacią Zakrzewskiego - Łobodowskiego, ale nie tylko. Jest też tetralogia (zwłaszcza dwa pierwsze tomy) opowieścią tak lubelską, jak warszawską jest „Lalka” Bolesława Prusa.
Na licznych kartach powieści pojawiają się opisy miasta, którym obficie towarzyszą nazwy jego ulic, placów, kościołów, lokali, urzędów.
Akcja dwóch ostatnich części tetralogii rozgrywa się głównie poza Lublinem, m.in. na prowincji, na Polesiu, a także w innych częściach Polski. Powieści napisane są językiem dynamicznym, obrazowym, bardzo prostym, niewyszukanym, niemal kolokwialnym, silnie emocjonalnym, bez szczególnych ambicji stylistycznych, wręcz przypominającym dzisiejszą literaturę popularną.
Sprawia to, że tetralogia Łobodowskiego może być interesującą lekturą zarówno dla czytelnika mniej wyrobionego, szukającego nieskomplikowanych wrażeń, jak i dla koneserów historii, którzy znajdą w dziele odblask atmosfery politycznej epoki oraz liczne interesujące detale faktograficzne i personalne, wzbogacające obraz epoki.
Z recenzji Krzysztofa Lubczyńskiego do wydania z 2018 roku.
Pomimo tak obszernego dorobku i takiego zaangażowania w literaturę, działalność społeczną, kulturalną aż do śmierci nie ukazał się w kraju nawet wybór
wierszy poety. Do listopada 1980 roku obowiązywał zapis cenzury na jego nazwisko. Jedną z pierwszych inicjatyw mającą przywrócić twórczość poety krajowi był pomysł zorganizowania wieczoru poezji w Muzeum Czechowicza w Lublinie w maju 1981 roku; Łobodowski zgodził się przekazać archiwum literackie swemu rodzinnemu miastu. Zamiary te przerwała śmierć poety 8 lutego 1988 roku.
Do Lublina Łobodowski powrócił po śmierci. Jego prochy spoczęły w grobie matki, 22 października 15988 roku. Spełniło się w ten sposób życzenie pisarza.
[…]
Dzień nadejdzie – sny natrętne odrzucę,
na lubelski cmentarz powrócę,
wrosnę w groby, w krzewy malin, w jaśmin.
Niech wyręczą wtedy usta
uśmiechnięte i nieme
skowrończychy nad czarnoziemem:
– Jużeś tu,
więc uspokój się,
zaśnij!
[…]
A oczom, którym dawno łez nie stało,
wciąż zwróconym ku goryczom i troskom,
znowu gwiazdy nad ulicą Niecałą,
nad Spokojną i Radziwiłłowską,
i zegar z Bramy bije nad Madrytem,
i świtem widmo do okien zagląda
i żąda spłaty długu.
I znów ostre żądła
snów niespełnionych kłują – jadowite.
- podsumowanie odcinka przez eksperta.
Józef Czechowicz "Prowincja noc"
Miron Białoszewski
Józef Łobodowski - Tetralogia „Dzieje Józefa Zakrzewskiego” Łobodowskiego zestaw 4 książek: “Czerwona wiosna”, “Terminatorzy rewolucji”, “Nożyce Dalili” oraz “Rzeka graniczna”
Przyjaźń Porażka Mądrość Tęsknota Liberalizm Laicyzm Uprzejmość Fantastyka Groteska Ekscentryzm Kontrkultura Romantyzm Życie Prawda Natura Cuda Prowincja - ujęcie drugie Historia Miasto Bieda Prowincja - ujęcie pierwsze Światło Modlitwa Piękno Tłum Starość Małżeństwo Jaźń Niewiara Ciało Sztuka Rytuał Świętość Samotność Humor Dzieciństwo bezczelność Śmierć Ironia Codzienność Patos Tragizm Ideologia CYNIZM OBOJĘTNOŚĆ UWAŻNOŚĆ Ojczyzna OJCOSTWO Dzikość Nienawiść Gościnność NADZIEJA DIALOG AMBICJA miłosierdzie dewocja wstyd gniew praca zabawa szczęście melancholia rozpacz głupota
STRONA GŁÓWNA ALFABETU LITERATURY POLSKIEJ
Po dzieła literatury polskiej sięgać można z wielu powodów – obowiązku szkolnego, pasji czytelniczej, kontemplacji piękna wyrażonego w sztuce. Jednym z powodów zainteresowania może być próba znalezienia odpowiedzi na pytania odwiecznie i uniwersalnie ważne – czym są i jak mogą realizować się idee z którymi obcujemy na co dzień, stanowiące element naszych moralnych wyborów. Altruizm, bohaterstwo, cnota… układają się w alfabet wartości.
W tym aspekcie w polskiej literaturze możemy znaleźć różnorodność interpretacji, historycznych odniesień i form wyrazu, które świadczą o bogactwie rodzimej kultury budującej w ciągu wieków naszą narodową tożsamość, jej odniesień do światowego dorobku cywilizacyjnego, a w nim twórczego dyskursu, którego zawsze byliśmy aktywnym uczestnikiem. Inspiracja płynąca z literackich wzorców daje bezpośredni emocjonalny impuls do osobistej refleksji odbiorcy, systematyzuje wiedzę o historii idei, procesach kulturowych i pozwala zrozumieć zjawiska historyczne, których emanacją są literackie dzieła. Polska twórczość literacka daje cały wachlarz odpowiedzi na nurtujące nas dylematy zarówno moralne jak związane z narodową tożsamością. Pozostaje jednak pytanie, gdzie ich szukać?
Projekt „Alfabet literatury Polskiej” zakładając synkretyczną prezentację w twórczości polskich pisarzy ważnych dla każdego z nas idei, odpowiada na to pytanie w przystępnej i atrakcyjnej formie. Stanowi swoisty drogowskaz w świecie pełnym informacyjnego chaosu i wątpliwych ideałów. Naukowcy, literaturoznawcy, przedstawiciele środowisk akademickich zgodnie z przyjętym porządkiem alfabetycznym, prezentują odbiorcom projektu przekrojową panoramę dzieł literackich, w których podejmuje się tematykę idei i zjawisk z nimi związanych.
Projekt adresowany jest do wszystkich grup wiekowych, ze szczególnym akcentem na młodzież uczącą się, dzięki czemu stanowi materiał uzupełniający programy kształcenia w zakresie języka i literatury polskiej. W zamyśle przeznaczony jest w równej mierze dla odbiorców w Polsce, jak też Polonii i Polaków poza granicami kraju.
ALFABET JĘZYKA POLSKIEGO
Projekt dofinansowany przez Instytut Rozwoju Języka Polskiego
ze środków Ministra Edukacji Narodowej
Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem IRJP ani MEN